park Zacisze- czyli historia nieistniejącego KPA w urzędzie
Od 2007 roku prowadzę nierówną walkę z ciemnogrodem politycznym w Olsztynie. Z premedytacją nazywam tak urzędujących od tego czasu Prezydentów. Postaram się w kilku zdaniach opowiedzieć historię która powinna się zakończyć na pierwszym akcie. Powinna to być opowieść heroiczna, ale przez zaściankowość władzy przerodziła się w komedię. Wybór miejsca do zamieszkania młodzi światli ludzie opierali na tym, co było w planach. Najpierw deweloper obiecywał złote góry, wybudował szare bunkry. W opowieściach była super droga, dojazd bezpośredni do Kortowa. Teraz prawie to mamy, ale kosztowało nas to wszystkich setki godzin pracy społecznej, inicjatyw obywatelskich, setek pism. Setki interwencji dziennikarskich. A to wszystko było w planach.
Przy okazji uzgodniliśmy przebieg obwodnicy, podpisaliśmy porozumienia, nawiązaliśmy kontakty z ościennymi samorządami. Chcąc myśleć perspektywicznie w 2007 roku wystosowałem pismo do Prezydenta (był nim Czesław Małkowski – nie potrafił , czy odpowiedzieć na to pismo czy nie chciał?). Później nastąpiły zmiany u sterów władzy, zakorzeniona w olsztyńskim samorządzie platforma, raczej skłaniała się do utarczek ze mną niż konstruktywnej pracy.
Nastał nowy Grzymowicz, którego notabene poparłem, licząc, że jako fachowiec podejdzie do sprawy profesjonalnie. Najpierw na spotkaniach z radami osiedli wspominałem o problemie, w kampanii też o nim mówiłem. Im więcej mówiłem o problemach tym mniej było tych spotkań. Aż zanikły. Protokołów po spotkaniach jeszcze nikt nie widział.
Jako Przewodniczący Rady Osiedla Generałów korzystając z zapisów statutowych, chciałem włączyć budowę parku do wieloletniego planu inwestycyjnego. Złożyłem stosowny wniosek w 2009 r.Najpierw chciałem za darmo to zrobić, licząc koszty zaproponowałem by miasto jak nie chce tego za darmo zrobiło to za 1 000 000 zł.
W tym roku kolejny raz zawnioskowałem do Prezydenta (pismo z 11 sierpnia 2010) by raczył z wysokości swojego majestatu spojrzeć na tą sprawę przychylnym okiem. Niestety do dziś milczy.
I tak się ta sprawa turlała, aż do momentu, kiedy to sympatyczna dziennikarka z GO zadzwoniła i pyta się co słychać. Sprzedałem temat, historię. Po pewnym czasie zadzwoniła do mnie sympatyczna Pani z urzędu, spotkałem się, przedstawiłem swoją wizję – jak ja to widzę bezkosztowo. Zaproponowałem by studenci się tą sprawą zajęli. Temat nośny, później kilka rozmów telefonicznych – jednak sprawa zaczęła się rozbijać o brak mapki do celów projektowych. Nie chcąc ostudzić entuzjazmu zadzwoniłem do kolegi, i już wiem, że to działka 2/14 o powierzchni ~270 arów.
Później zadzwoniłem, gdzie intelekt skierował i będę miał mapę syt-wys.
Teraz pytanie dlaczego w tym mieście nie można rozwiązać nawet błahego problemu bez konieczności używania kontaktów, znajomości, sztuczek i ogromnej cierpliwości. Ta sprawa przetrwała 3 prezydentów – i wszystkich trzech dyskwalifikuje z pełnienia tego urzędu. Takie sprawy załatwia się od ręki i w zgodzie z KPA.
Potrzeba na ten urząd nie tylko polityka, ale i dobrego urzędnika. Bo jak widać historyk, informatyk czy budowlaniec na papierkach ukruszyli sobie zęby.
Ciekaw jestem jak ta sprawa dalej się potoczy.
byby